Z dziennika przygod mieszczanskiego keszera :)

Plan był przedni – założyć w poniedziałek z samego rana nowego kesza. Opis przygotowany, miejsce bliziutko pracy. Wpadłem do biura po 7, żeby przygotować skrzynkę. Mój ulubiony typ – niewielka probówka oklejona czarną taśmą z przyczepionym magnesem. Miejsce w centrum miasta, więc nie powinno być problemu ze znalezieniem czegoś metalowego. Poszedłem, pokręciłem się. Rynna plastykowa, parapety pozaginane. Lekki zawód.

Nagle, ni stąd ni zowąd, pojawia się dwóch osobników. Mówią, że są ochroniarzami obiektu, że zniszczyłem elewację czymś ostrym pisząc adres strony internetowej jakiegoś demokratycznego ugrupowania. Oczywiście bzdura, ja tylko szperałem w poszukiwaniu miejsca, w którym można ukryć skrzynkę. Panowie pewni siebie i bardzo niemili, więc powiedziałem, że poczekamy na policję. Policja przyjechała, obejrzała nagranie, nie stwierdziła faktu dewastacji, ale postanowiła, że będę świadkiem. Zabrano mnie (na sygnale :)) na posterunek i 3 godziny kazano oglądać nagrania z tego miejsca. Różni ludzie, możliwość rozpoznania kogokolwiek – żadna. Miła Pani spisała moje zeznania i sprawa się zakończyła.

A kesza i tak tam założę, ale może już nie dziś 🙂

Minusy: trochę stresu, stracone 4 godziny, spóźnienie do pracy (chociaż takie spóźnienie, nie spóźnienie, przecież byłem już w biurze o 7:00 J), brak podwózki w drugą stronę i niezrealizowany plan

Plusy: musiałem tłumaczyć co to geocaching chyba z 10 razy i wszystko wskazuje na to, że udało mi się zwerbować dwoje policjantów, przygoda!]

edit: wtorek – kesz już tam jest… 🙂

Dodaj komentarz